CKF

4 października, 2008

Gory Sowie

A propos postu z fotami Szalasa – oto moja dosc osobista relacja z Gor Sowich, milej lektury.

Nie pamietam kiedy to bylo, wiem ze jesien zaczela sie wlasnie wyzlacac na drzewach. Miejscowke w jakiejs pipidowie jak i caly plener ustawil tompac. Kwaterunek byl niezly – troche jak w MOSiRze na plenerze w Pinczowie, z tym ze byla jakas wielka jadalnia i dosc koedukacyjne prysznice w podziemiach 🙂

Wyjazd zaczal sie tak ze zostalismy nieslusznie zatrzymani przez policje za rzekome przejechanie skrzyzowania przy czerwonym swietle co bylo nieprawda wiec po odmowieniu przyjecia mandatu jak i po calym plenerze odbyla sie sprawa w sadzie my kontra policja i wygralismy, zostalismy uniewinnieni a kosztami procesu obciazono skarb panstwa czyli zaplaciles, drogi Czytelniku, swoja czesc za zbiurykratyzowana machine sadownictwa. Juz do tematu wracam.

Gdy dotarlismy na miejsce uczestnicy pleneru byli juz mocno zbratani z przedstawicielem mediow a konkretnie Radia Jednosc / Radia Plus wiec tego popoludnia chyba tylko zaliczylismy przejazd szalenczy tompakowym peugeotem (na wyspach wymawia sie te nazwe „pjuzio”) po trasie odcinka specjalnego jakiegos znanego rajdu (typu Kormoran czy jakos tak), sfocilismy kilka drzew ubranych w brazy, czerwienie, zloto z zolto – zielonymi dodatkami w cieplym zachodzacym sloncu i wrocilismy do naszej bazy na Slajdowisko. Skonczylo sie nocnymi Polakow rozmowami i interwencja Pani Kierownik ze rzuty dzida do tarczy (dart) zaklocaja cisze nocna a raczej poranna :))

Chyba z tego ostatniego powodu malo kto wstal na drugi dzien punktualnie a bylismy umowieni z Andrzejem Slusarczykiem bodaj na godz 8 rano pod koksownia „Wiktoria” w Walbrzychu. Wstalem o jakiejs podlej porze, wytrzepalem zeby o umywalke i chyba juz nie bylo czasu na sniadanie, droge Stamtad_Gdzie_Spalismy do Waldenburga przebylismy w okolo kwadrans gdyz tompac znal ja jak wlasna kieszen a my wrecz przeciwnie, nie wiem czy reszta pasazerow pezota sie przyzna ale ja mialem zmarszczone kakao i krwawiacy stolec po ten przejazdzce ;P Ludzie dojechali do Walbrzycha chwile pozniej i Andrzej wprowadzil nas na teren koksowni, piekny industrial, chyba pol dnia tam spedzilismy. Widzielismy, co prawda z zewnatrz, proces wypalania koksu. Pozniej zdaje sie ze ktos inny mial czekac na nas w jakiejs „Galerii Bialej” (pamieta ktos lepiej nazwe i lokalizacje?) ale spoznielismy sie i tylko obejrzelismy wystawe jakiegos Czecha.

Nie jestem pewny czy to bylo tego samego dnia ale pojechalismy do skalnego miasta w Czechach ktore mialo byc atrakcja a mnie osobiscie rozczarowalo do tego stonia ze czekajac az ludzie skoncza focic formacje skalne ladowalem w siebie wyprazany syr i czeskie pyszne piwko. Tu mielismy mniej szczescia bo przekraczajac granice dostalismy mandat doslownie „za niemanie swiatel”, na rozprawe pod Czeska granica jechac nam sie nie usmiechalo wiec ten mandat musielismy przyjac. W drodze powrotnej Ula widzac kolejna zatoke autobusowa a na niej slupek z napisem ZASTAVKA wziela to za nazwe miejscowosci i stwierdzila ze idzie spac bo zabladzilismy i jezdzimy w kolko 🙂

Nie wiem gdzie byli inni uczestnicy pleneru wiec pisze to co ja zaliczylem: bylismy na olbrzymiej haldzie i z gory widzielismy „Wiktorie” parskajaca ogniem w nocy.

Trafilismy tez do budowli, branej przez wielu za „mucholapke” czyli specjalna budowle do testowania smiglowcow, ktora okazala sie byc niedokonczona podstawa ogromnego komina.

Bylismy tez w ruinach fabryki gdzie dach zabil trzech zlomiarzy (pozowalem tam do zdjecia wspolczesnego Stanczyka). Miejsce to bylo niezwykle, fragmenty gruzu wisialy w powietrzu na resztkach pretow zbrojeniowych, wygladalo to jakby w trakcie zawalania sie dachu ktos wcisnal guzik pauzy i wpuscil nas do srodka.

Gdzies po drodze byla Sroda Slaska ale pewny tego nie jestem, na 100% bylismy w jeszcze jednych ruinach fabryki ale nie wiem co ani gdzie to bylo. W kraju mam filmy a moze i odbitki z tego pleneru wiec moze kiedys uzupelnie swe opowiadania obrazkami.

Byl tez grozacy zawaleniem Pawilon Wypoczynkowy (a moze sanatoryjny) „Grunwald”. Kondygnacje po 4 metry z hakiem, chodzenie z podkurczonymi jadrami po ledwo trzymajacej sie podlodze na ktoryms pietrze zeby sfocic resztki lazienki ozdobionej glazura ktorej kazda plytka byla recznie pomalowana w inna scenke rodzajowa. Tam tez wchodzilismy calkiem po omacku na jakas baszte. Ogolnie panowal klimat jak w tym szpitalu psychiatrycznym za Bialogonem gdzie niektorzy mieli okazje byc z ramienia Zakonu Braci Minolta.

Lazilismy po jakiejs wielkiej kamiennej tamie i niedaleko niej jedlismy pyszna kaszanke. Ktos tez wchodzil na jakis kultowy zamek ale ja tam nie bylem.

Zdaje sie ze ostatniego dnia pojechalismy zobaczyc adolfowa twierdze Riese („Olbrzym”?) schowana w Gorach Sowich. Zwiedzilismy kawalek podziemnego miasta, piate przez dziesiate pamietam ze mialo byc plywanie lodka ale chyba czas wracac byl.

Wracalismy pociagiem z Walbrzycha do Wrocka a ze tam mielismy poltorej godziny czasu wolnego czekajac na przesiadke do Kielc to uderzylismy na wroclawski rynek – i kogo tam spotkalismy? Dziwirka, jego kolege i cala ferajne z pleneru ktora miala szczescie wracac samochodami 🙂

Mam bardzo duzo zdjec z tego pleneru, w tym sporo takich ktore mozna pokazac i mysle ze ten blog bedzie tez okazja do tego.

Na zakonczenie, kilka lat po fakcie ale jednak, podziekowania dla tompaca, Pawla Pierscinskiego i Andrzeja Slusarczyka. Jesli pamietacie cos wiecej / lepiej to prosze o korekty/uzupelnianie.

Bartek

Blog na WordPress.com.